sobota, 6 kwietnia 2019

może się okazać, że jestem staroświecka

Od dawna wiedziałam, że istnieje miłość bez małżeństwa i małżeństwo bez miłości. Seks bez miłości i miłość bez seksu. Małżeństwo bez seksu, seks bez małżeństwa. Dopiero niedawno świat zaczął odkrywać przede mną całą gamę nowych możliwości, które bez powodzenia próbuję pomieścić w mojej małej, ograniczonej główce.

-Generalnie to my nie jesteśmy w związku, tylko w relacji.
-Acha...
-No, wiecie, to nie jest związek, tylko to jest RELACJA. Prawda, Kochanie?
-Tak, bycie w związku to jest generalnie najgorsza rzecz jaka może być!

Poznałam tych młodych ludzi na łudstoku. Czarująca para około dwudziestki. Mieszkają razem, prowadzą wspólny budżet, dzielą ze sobą ciała i dusze. Z tego co rozumiem, nie dzielą się ciałami, duszami i pieniędzmi z nikim innym, ale równie dobrze mogę nie mieć pełnych danych. Nie brałam udziału w powyższej rozmowie, tylko podsłuchiwałam. Wywołała we mnie dużo smutku. Ukryta w namiocie nie mogłam widzieć twarzy naszej bohaterki, kiedy naciskała na słowo RELACJA, prawie je literując, ale pozwoliło mi to wczuć się dobrze w jej głos i moim zdaniem był to głos pełen obaw i strachu przed porzuceniem. Był to głos osoby, która mocno zaznacza swoje poglądy, powtarza je jak mantrę, by przekonać samą siebie, że w nie wierzy. A tak naprawdę to nie są jej poglądy. To był głos osoby, która już nie pamięta, w co wierzy. Jej głos świdruje mi w uszach do dziś: relacja, relacja, RELACJA... Ten głos pełen słodko-gorzkiej, żałosnej kapitulacji, na jaką zgadzasz się, gdy serce podpowiada, że tak należy zrobić. Wszystko można zamieść pod dywan z napisem kompromis. Z wielu pragnień człowiek gotów jest zrezygnować, jeśli jakieś inne pragnienie jest silnejsze. Czyż bycie z ukochaną osobą nie jest silniejszym pożądaniem niż, dajmy na to, możliwość  nazywania tej osoby swoim facetem? Przecież słowa to tylko słowa, a uczucia - one sa najważniejsze. Słowa, słowa, słowa, nic niewarte słowa. Łatwo wpaść w pułapkę niemówienia i nienazywania uczuć. Tylko nie bądźmy zaskoczeni, gdy usłyszymy: Przecież nic Ci nie obiecywałam. Nie przypuszczałem, że Ty chcesz miłości. Ach, to wszystko tylko słowa. Prawda, Kochanie?

Bohaterka naszej historii chętnie ciągnie wątek relacji i chwilę później nie daje za wygraną, nieśmiało podejmuje kolejną próbę usidlenia Kochania:
-Wiesz, w sumie... to wszyscy nas ciągle pytaja co to własciwie jest i ja juz jestem zmęczona tym, że się wszystkim muszę tłumaczyć. Powinniśmy jakoś nazwać tę naszę relację, co Ty na to?
Acha, a więc szambo wylało. Gdybyście słyszeli tę lekkość w jej drżącym głosie. Tę fałszywą lekkość, w którą ubiera się kobieta, kiedy jest w rozpaczy. Mimo, iż leżę w namiocie owinięta śpiworem, jestem w tej rozmowie bardziej obecna niż którakolwiek z osób w niej uczestniczących. Z jakiegoś powodu ta wibracja, którą odbieram hipnotyzuje mnie i przyciąga. Nie tylko dlatego, że zwęszyłam temat na bloga. Widzę oczami wybraźni jej oczy, pełne nadziei i szukające akceptacji. Oczy, które chcą do kogoś należeć, ale nie mogą, bo bycie w związku jest głupie. I jest mi zwyczajnie przykro, że ludzie nie potrafią już się sobie oddawać.

Jednocześnie zdaje się, że nasza bohaterka właśnie stała się pionierką w dziedzinie relacji międzyludzkich i wymyśliła... związek! Famfary proszę. Mamy dwoje ludzi, są razem, jakby to nazwać..? Czekaj, czekaj... Już ktoś to wymyślił przed tobą. Tylko przez te wszystkie lata cywilizacji i skomplikowaną sytuację geograficzną do tej biednej duszyczki nie dotarła informacja, że jak dwoje ludzi chce być razem i wspólnie ze sobą żyć, to to się nazywa związek. Więc jeśli masz jakąś silną potrzebę, aby nadać temu nazwę, możesz skorzystać z nazwy, która w Twoim języku od dawna funkcjonuje! Ale kto by tam szedł na łatwiznę.

-Kiedyś, jak zaczynaliśmy być razem, to mówiliśmy, że ze sobą świrujemy. To może tak, co? Może będziemy mówili, że ze sobą swirujemy?
Niech skonam.
Niestety Kochanie nic nie odpowiedziało i zmieniono temat, ku mojemu rozczarowaniu. Zasnęłam niezaspokojona.

Poranek przyniósł nowe wieści w świecie tych egzotycznych niezwiązkowców.
-Ooo, tu jest mój facet! Znalazłam mojego faceta!
Od rana dziewczę trzebiotało jak najęte. Mój facet to, mój facet tamto. Teraz był jej facetem. Mogła tak na niego mówić i nie protestował. Cóż za piękna kapitulacja.

Mam obawę, że któreś z tych dwojga (nie powiem Wam które, to nietrudna zagadka) ma poważny problem z przywiązaniem się, więc próbuje na nowo zdefiniować zasady. Ba, próbuje narzucić swoje.

Teraz nie zrozumcie mnie na opak. To nie tak, że trzeba trzymać czystość do ślubu, a potem to już tylko rodzenie dzieci i telewizor. I nie chodzi o to, że jest dla wszystkich jedna droga. To nie tak, że jak stuknie rok związku to trzeba lecieć do jubilera po pierścionek. I wreszcie - to nie tak, że młodzi ludzie nie mają prawa się wyszumieć, zabawić, popróbować. Nie jestem zakonnicą (gdyby do tej pory to wzbudzało jakąś wątpliwość). Chciałabym móc myśleć o sobie, że jestem postępowa, tolerancyjna, otwarta. Nie stoję na straży cnoty i nie będę bronić monogamii. Spróbuję jednak stanąć w obronie wzajemnego szacunku. Mam przekonanie, że relacja (przez małe r) zawsze opiera się na obupulnej zgodzie. Ja tobie cośtam, a ty mi cośtam. Jeśli jedna osoba jest nieusatysfakcjonowana, to z relacji wychodzi bądź próbuje ja przepoczwarzyć w coś bardziej dla siebie odpowiedniego. Wierzę w pojęcie partnerstwa i wierzę w dialog.

W dobie zdrowego egoizmu ciężo orzec, kiedy egoizm przestaje być zdrowy. Filozofowie naszego wieku zachęcają, by się przebudzić, postawić siebie na pierwszym miejscu, dążyć do zaspokojenia własnych potrzeb i gonić za własnymi marzeniami. No i elegancko, z czym się tu nie zgadzać? Tylko gdzieś po drodze moje pokolenie jakby wyparło z pamięci czym jest bliskość. Tak ślepo gonimy za zaspokojeniem dzisiejszej potrzeby, że nie przystajemy na chwilę by pomyśleć o potrzebie jutra. To trochę jak w tzw. walk of shame z amerykańskich komedii. Kiedy rano budzisz się, masz kaca i znajdujesz w łóżku obcego człowieka. Och, jakże wczoraj było fajnie! Ale to było wczoraj, to trwało chwilę. Teraz boli głowa. Teraz samopoczucie i poczucie własnej wartości stają się walutą, której musisz użyć by zapłacić za chwilę rozrywki. Na jak wiele rozrywki ci wystarczy? I w którym momencie decydujemy, żeśmy się już wyszumieli? Mam obawę, że od tego szumienia szumi nam w uszach. Nie potrafimy przestać się wyszumiać. Nie potrafimy przystanąć i pomyśleć o uczuciach ani swoich, ani ludzi, którzy są blisko. Bo nikogo nie chcemy mieć wystarczająco blisko, by się jego emocjami przejmować.

Najbardziej mnie chyba dezorientuje przewrotność, z jaką osoby niechętne do bycia w związku jednocześnie czują dziką potrzebę, by ten związek definiować jako niezwiązek. Cóż za gorzki paradoks. Znam wiele par, które żyją sobie długo i szczęśliwie i nie potrzebują co chwilę upewniać się, czym są lub czym nie są. Po prostu są razem. O czym tu dywagować? Ale nie, taki niezwiązkowiec będzie jak ten wąż wślizgiwał się z tematem niewinnie przy obiedzie, między jednym kęsem mięcha a kolejnym rzuci nonszalancko, że a to w miłość nie wierzy, a to w związki nie wierzy, we wierność też nie wierzy, nie warto się przywiązywać czy tam angażować. I będzie Ci wiercił dziurę w brzuchu jak najęty, żeby otrzymać przepustkę na puszczanie się z innymi, będzie chciał mieć Twoje pozwolenie na nazwanie relacji niezwiązkiem lub związkiem otwartym. Albo pół otwartym, przymkniętym... (Czy ktoś byłby łaskaw sporządzić katalog?) Im dłużej trwa to błaganie o przyzwolenie na wolność, tym mniej wolności człowiekowi zostaje, tak jakby sam się usidla w tym swoim obłędnym poszukiwaniu uwolnienia. Bardzo współczuję osobom, które uważają, że wolność jest czymś, co ktoś mógłby im zabrać. Prawdziwa miłość bowiem daje poczucie prawdziwej wolności, a to co nazywamy wiernością jest niczym innym jak wyborem. Bardzo prostym wyborem, jeśli obchodzi Was moje zdanie.

Czytam w Plejboju wywiad z młodym Hefnerem, że owszem, z narzeczoną sa bardzo szczęśliwi i planują ślub, lecz nie stają sobie na drodze do tworzenia relacji z innymi ludźmi. Ich związek jest otwarty. Są wszak nowoczesnymi ludźmi. Myślę, że można pokusić się o przypuszczenie, że jestem pierwszą na świecie osobą, która popłakała się nad Plejbojem i to nie łzami radości. Łkałam jak dziecko nad tą dwójką ludzi, którzy mają wszystko, lecz odmawiają sobie bliskości. I czy na pewno oboje sobie jej odmawiają? Do tanga trzeba dwojga, ale najpierw ktoś kogoś musi zaprosić do tańca. Ktoś wyciąga do Ciebie rękę i w ułamku sekundy podejmujesz decyzję, czy będziesz dalej siedzieć przy stole sam, czy jednak zatańczysz z tym, kto cię poprosił. A że kulawy, gubi takt... Nie należy być zbyt małostkowym. Chce ze mną tańczyć, tańczmy zatem i kulawo. Chcesz potem zabrać swojego partnera na kurs, żeby sie podszkolił, ale on ci mówi, że tak właśnie tańczyć lubi. I spędzasz kolejne lata na parkiecie życia z kulawym. Uśmiechasz się promieniście do koleżanek, do rodziny i tłumaczysz, bardziej sobie niż im: my tak lubimy tańczyć, kulawo. Nie należy nas oceniać. I nikt nie oceni. Takie konkubenckie skandale już nie są w modzie. Wszyscy będą się cieszyć Waszym szczęściem. Pochlipiesz czasem w poduszkę, by potem znów pójść z nim w tango.

Bycie w niezwiązku jest jak nie myślenie o różowym słoniu. Jest dobrze, jest miło, coś tam czujemy, coś tam robimy, żyjemy sobie tak w sumie razem, ale trzeba na każdym kroku pamiętać, czego nie czujemy, czego nie robimy i że tak naprawdę to jesteśmy osobnymi bytami, wciąż opancerzonymi i gotowymi by odebrać bolesny cios. Otwieranie się przed drugim człowiekiem i oddawanie serca na dłoni nigdy nie należało do rzeczy łatwych, ja osobiście należę do osób, którym przychodzi to z trudem. Nie ułatwia zatem sprawy życie wśród ludzi, którzy w swoim systemie wartości nie znaleźli miejsca na związki. Niedługo tymi związkami będziemy straszyć dzieci. Jak będziesz niegrzeczny, to przyjdzie zła pani i cię usidli. I będziesz musiał ją kochać do końca życia. Brrrr.


1 komentarz:

  1. Podsumowujać : katalogujemy wzajemne zachowania i charakter naszych kontaktów z ludźmi - usuwając z nich ludzki pierwiastek

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się tutaj? Postaw mi kawę :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Czytaj dalej