niedziela, 23 grudnia 2018

liczą się hejty

Hejty, nie lajki. Powtarzam jak zacięta płyta od niedawna, najcześciej tym, którzy mówią:

jak tak można?
co one mają w głowie?
to tak na poważnie?
co za głupota!

Głupota, powiadasz? Ależ żadna głupota. Hajs się zgadza. Tak, będę znów o siostrach Godlewskich. Bo ja je osobiście uwielbiam. Uwialbiam je w ten sposób, co filmy klasy Z. Wywołują u mnie ten niezręczny odruch, by skulić się w sobie i schować. Wstręt i wstyd, że to oglądam, że jestem cześcią tego. Wstydzę się za siebie i za nie, i za świat, w którym nam przyszło żyć. Jednocześnie czuję dziwną podnietę, coś przesuwa mi się w kiszkach, podchodzi aż pod samo serce, taki dreszczyk emocji jak wtedy, gdy jestem częścią czegoś doniosłego. I tak sobie myślę, że mam do tego prawo. Ot, po prostu.

Mam prawo lubić siostry G. Czerpię radość z oglądania i słuchania ich. A że to trochę chory rodzaj radości, niekonwencjonalna przyjemność - cóż z tego? Oceniajcie do woli, ale pokażcie najpierw historię przeglądanych pornosów, albo przynajmniej opowiedzcie mi o swojej ulubionej kombinacji słonej i słodkiej przekąski. Powiedz co tak naprawdę robisz z glutem wyciągnietym z nosa. Wszyscy mamy swoje dziwactwa. Największym dziwactwem byłoby nie mieć dziwactwa. Pomyśl o czymś, co naprawdę lubisz. O czymś, co sprawia Ci rozkosz, ale nie chciałbyś o tym powiedzieć rodzicom lub szefowi. Widzę oczami wyobraźni, jak się uśmiechasz. I dobrze. Dobrze mieć przyjemności i one nie muszą być wszystkie konwencjonalne jak schabowy z ziemniakami. Ale jeszcze lepiej, bo łatwiej - mieć nieprzyjemności. Listę rzeczy, których nie lubię. nienawidzę. nie znoszę. nie trawię. Mam od nich mdłości, dostaję srania, abo odechciewa mi się jeść. Lub żyć. Och, tę listę powiększamy chętnie i ochoczo się nią dzielimy z resztą świata. Jakże łatwo dziś nie lubić! Takie to wygodne! A jak łatwo uzyskać akceptację i zgodę na nielubienie. Jak nie lubię oliwek to spoko, najwyżej ktoś odburknie, że jestem dziwna. Ale jak powiem, że lubię fekalne żarty... O panie, miej mnie w swej opiece! Nie potrafię pojąć, dlaczego media społecznościowe nie wprowadziły jeszcze przycisku nienawidzę tego. Wszak Janusz L. Wiśniewski już to dawno wymyślił! (W książce Na fejsie z moim synem. Nie polecam, szybko się znudziłam, nie doczytałam za daleko, nie wiem o czym to do końca miało być, ale motyw z hejtowaniem zapamiętam dożywotnio).

No to wróćmy jeszcze na chwilę do tych gołodupców. Mój znajomy na fejsie zrobił ostatnio taki komingaut i przyznał, że lubi, że jemu to sprawia radochę, że on jest ciekawy, że jest beka. I ja szanuję. Ja się utożsamiam. Ja jestem gotowa zakładać fanpejdż. Lud nie był gotowy. Komentowali, że ale jak to, że jak ty tak, chyba żartujesz. Próbują odebrać chłopaczynie prawo żeby on lubił coś, czego ich umysł nie obejmuje, nie akceptuje. Nie masz prawa lubić czegoś, co ja uznałem za głupie i złe. Nie masz prawa uznawać tego, czym ja pogardzam. A tu niespodzianka. No jednak okazuje się, że mam. Mówi się, że nie należy tego promować, komentować, oglądać, udostępniać. Trzeba zwalczać. Otóż to, w zwalczaniu zaiste jedynie obojętność jest skuteczna. Nie zwalczysz nic hejtem. To tak jakbyś chciał pozbyć się żebraków dając im pieniądze. Hejt to dzisiejsza waluta szołbiznesu. Siostry Esmeralda i ta druga, one odkryły kopalnię złota. Tak sobie myślę, że to jest najnowocześniejszy z możliwych model biznesowy.

Dajcie ludziom igrzysk. Jeśli dzięki temu przyniesiesz do domu przysłowiowy chleb - to ja nie mam prawa pogardzać. Lepiej uczciwą pracą, a przecież machanie zgrabną, jędrną pupeńką w internecie to żadna zbrodnia. Przecież nie okradają nas z niczego. No, może z niewinności. Ale obudźmy się, nasze dzieci mają dostęp do darmowych pornosów na wyciągnięcie ręki, Panie Karpie Usta nie powinny brać odpowiedzialności za ich zepsucie. A jednak tę odpowiedzialność się na ich barki zrzuca, i one to dzielnie przyjmują na klatę. Wkońcu taka klata musiała sporo kosztować, to niech się na coś przyda. Oto i ja ninijeszym poświęcając te kilka akapitów naszym gwiazdeczkom betlejeńskim, świadomie przyczyniam się do ich popularności. No i na zdrówko. W końcu święta są.

I o tych świętach chciałam właściwie. Bo dziś wigilia wigilii. W życiu trzeba coś hejtować, im człowiek starszy, tym więcej rzeczy powinno stawać się dla niego nie do zniesienia. Świat idzie na przód, moda stawia przed nami poprzeczki coraz wyżej, więc jakże trudno dziś być niemejnstrimowcem! Co byś nie zrobił, jesteś zwyczajny. Ile byś się nie starał, przypominasz resztę. Co za dziwactwa nie wymyślisz, okazuje się, że ktoś już na to wpadł. I do tego wszystkiego, jak już coś tam z siebie wyrzeźbisz, powiedzą, że hipster. A to znów nie takie wyjątkowe. Cóż za piękny obłęd. Należy zatem wymyślać co raz to nowe obiekty hejtu do portfolio. Nienawidzieć fejsbuka, własnej matki, pisuarów, winogron. No i klasycznie - świąt.

Mogę godzinami hejtować ludzi, którzy hejtują swięta. Ale lepiej się kochać. Odnajduję ostatnio w moim serduszku takie szczególne miejsce na ludzi, których nie rozumiem. I staram się ich ukochać. Zebrałam kilka powodów do hejtowania świąt i spejalnie dla Was, hejterzy świąt, właśnie dlatego, że Was kocham, przygotowałam argumenty, które, jak sądzę, i tak do Was nie trafią. No ale blogier jest od tego, żeby blogować, a czytelnicy od tego, żeby czytać, Gdzieś pomiędzy wierszami dzieje się magia i ja wierzę, że dziś ktoś znajdzie w sobie odwagę przyznać, że się trochę zbłaźnił tą nienawiścią, i święta pokocha. Z tą wiarą będzie mi jutro lżej iść dalej w świat.

#1 bo komercyjne, bo bankructwo na zakupach
Uprzejmie informuję, że to nie święta są twoim targetem, tylko komercjalizacja. Komercjalizacja, która ogarnęła wszystkie inne dziedziny życia, ze świętami włącznie. Przemyśl to. Jeśli nienawidzisz klamek, to nie znaczy, że musisz znienawidzieć również drzwi. Druga sprawa, że Tobie nikt nie kazał w tej komercjalizacji brać udziału, moje Ty słoneczko. Zrób rodzeństwu prezent na drutach. Spraw mamie radość przyjeżdżając dzień wcześniej i pomagając w lepieniu pierogów. Nie kupuj swetra w renifery o wartości jednej dniówki. A właściwie w cenie jednej dniówki. O wartości swetra dyskusję przełóżmy na inny czas.

#2 bo nie lubię świątecznych potraw
Mordeczko, to zjedz kanapkę z masłem. Ja nie lubię wódki, a na wesela chodzę. Bo mogę sie napić wody. Albo soczku. Bądź dorosły.

#3 bo nie jestem wierzący
Silny argument, przyznaję. Ale to jest argument, by nie obchodzić świąt, a nie by nienawidzieć. Drobna różnica, zdawałoby się, jednak nie do zbagatelizowania. Ja też nie jestem chrześcijanką. Ale mam co roku w grudniu dwa dni wolne od pracy, podczas których mogę spotkać najbliższych, nażreć się i w ogóle jest miło. Jak można nie lubić dwóch dni wolnych od pracy, podczas których można spotkać najbliższych i nażreć się i jest miło?

#4 bo muszę gotować, sprzątać, bo muszę coś tam
Nic nie musisz. Pogódź się z tym lub bądź nieszczęśliwy na zawsze, nie tylko od święta.

#5 bo są kłótnie
Tak, są kłotnie. Cały rok ludzie się kłócą. Przez 90% czasu powstawania tego posta słucham awanti u sąsiadów na górze. Zdaje się, że poszło o choinkę. Jak się chce, można się pokłócić o wszystko. I można o nic się nie kłocić, jak się chce. O ile ma się w sobie emocjonalną dojrzałość, empatię i inne kompetencje, które człowiek nabywa w trakcie wychowania albo na terapii, zależy o czym zapomnieli rodzice i co specjalista musi potem poprawić. Jeśli więc w Twoim domu w święta są kłótnie, to nie możesz mieć pretensji do świąt. Możesz mieć pretensje do siebie i do tych, którzy się z Tobą kłócą. Możesz hejtować swoją rodzinę. Ale to nie Twoja rodzina wymyśliła święta.

#6 bo złe wspomnienia z dzieciństwa
To też jest solidny argument. Jest wiele rzeczy, które z dzieciństwa pamiętamy źle. Jeden wpis na blogu typiary, która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy, tego nie zmieni. Ale czy nie jest tak, że gdybyśmy odrzucali wszystko, co nam się źle kojarzy z dzieciństwa, to... niewiele by pozostało nam w życiu? Ja mogę powiedzieć za siebie, że byłabym wówczas hejterem na pełen etat. NIektóre sprawy pora pozostawić w przeszłości.

I jeszcze Wam powiem, zanim się rozejdziemy, że jakbyście chcieli być odrobinę oryginalni to byście wpadli na to, żeby hejtować 1 listopada. Ja osobiście hejtuję całym serduszkiem, ponieważ jestem zwolenniczką świata żywych, z umarłymi się nie zadaję, a jak już sobie z nimi mam ochotę pogawędzić, to na pewno nie na mrozie w obecności tłumu wystrojonych w futra dewotek, w blasku nieekologicznych zniczy, akurat raz do roku, w ten jeden konkretny dzień, który ktoś wskazał mi w kalendarzu, o tej konkretnej porze, bo głowa rodziny zarządziła, że tak będzie najlepiej. No i trzeba zdążyć na obiad. Szkoda, że nie możemy zapytać zmarłych, czy według nich to jest super. Albo czy w ogóle im to robi różnicę? Myślę, że święto zmarłych nie jest dla zmarłych, ono jest dla tych żywych. To wyrafinowana forma narcyzmu. Ubrana w jakiś odświętny, uduchowiony altruizm skierowany do kogoś, kto go nie potrzebuje. W mojej ocenie paskudna strata czasu, pieniędzy i uwagi, którą możnaby poświęcić żywym. Na przykład przeprosić kogoś, komu sprawiliśmy przykrość w grudniu rok temu, bo jesteśmy bucami i nie lubimy świąt.

A w ogóle.. po co zaraz wszystkiego nienawidzieć? W moim domu rodzinnym był zakaz używania tego słowa. Mama uważała, że słowa tak mocne jak to należy trzymać na specjalną okazję. I ja ją rozumiem. To tak jak dziesiątka na filmwebie. Nie dajesz każdemu. Ona czeka na ten wyjątkowy, szczególny film. Jakby człowiek tak rozdawał na prawo i lewo te dziesiątki, to by się okazało, że nie ma złych filmów. A jeśli nie ma złych filmów, to nie ma dobrych filmów. Jin i jang, rozumiecie. Przyjdzie taki moment w życiu. Nie życzę Wam. Niektórych to ominie. Ale w życiach większości z nas przyjdzie. Ten moment, kiedy kogoś prawdziwie, z całego serca znienawidzicie. Kiedy spotkacie na swojej drodze coś tak złego, zepsutego i obrzydliwego, że gdybyście tylko mogli targować się z losem - wolelibyście zjeść słoik oliwek lub godzinę oglądać zapętlone Godlewskie. I wówczas waga słów tak silnych jak nienawiść zostanie stosownie przewartościowana.

Widziałam taką naklejkę na zderzaku samochodu, po niemiecku była, ale na szczęście jestem poliglotką, no i mam internet w telefonie. Naklejka głosiła nie nienawidź mnie. I taką naklejkę niniejszym telepatycznie przyklejam Wam na zderzaki. Cokolwiek rozumiecie przez swoje zderzaki. Spróbuj przyznać, że coś nie daje Ci radości, nie sprawia przyjemności, nie jest w Twoim stylu. Spróbuj powiedzieć to nie w moim guście. Spróbuj nie hejtować. Kochaj mimo wszystko jak Nosowska.



Podoba Ci się tutaj? Postaw mi kawę :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Czytaj dalej