czwartek, 13 października 2022

musimy iść kiedyś na piwo

Co by powiedziała Marie Kondo o moich znajomościach? Jestem pilną studentką, czytam uważnie wszystkie wskazówki z książki i wykonuję je skrupulatnie. W moim domu jest porządek. W moim domu nie ma starych gratów, durnostojek i przydasi. Dlaczego zatem jest ich tak wiele na mojej liście kontaktów?

Każdy z nas ma takiego znajomego, który robi regularne czyszczenie fejsbuka. Pół biedy, jeśli zwyczajnie nas wywala ze znajomych - wówczas mamy święty spokój, możemy nawet w słodkiej nieświadomości żyć długi czas, zanim zorientujemy się, że ktoś nas odznajomił (eng. unfriend). Zdecydowanie wolę w tym przypadku cichą szybką śmierć aniżeli powolne konanie w cierpieniu na oczach całego internetu, takie jak czytanie postów z serii jeśli jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi, to na pewno to przeczytasz do końca. No nie, nie przeczytam tego do końca, bo po pierwsze: to nie są Twoje słowa, tylko łańcuszek wklejony tutaj z błędami ortograficznymi, po drugie: moja umiejętność czytania nie ma nic wspólnego z moimi uczuciami do Ciebie. I jeszcze po trzecie: jeśli, dajmy na to, faktycznie jesteśmy przyjaciółmi, to ja sobie nie życzę aby mi stawiano podobne ultimatum. Kliknij usuń i miejmy to za sobą.

Bawią mnie te znajomościowe porządki na mediach społecznościowych i nie będę kryć - uważam je za dziecinne i głupkowate. Jednocześnie szanuję, że ktoś naprawdę przeznacza swój cenny czas na przeglądanie setek znajomych i wyławianie perełek w postaci osób nieczytających ich postów albo będących w przeciwnym obozie politycznym (skazując się przy okazji na zjawisko bańki informacyjnej - wolna wola). Gdybyśmy wszyscy ten czas poświęcany na porządki spędzali zamiast tego na budowaniu wartościowych relacji, świat wyglądałby lepiej. Ja nie przeglądam moich znajomych. Owszem, robię przegląd skarpetek, lańcuszków i książek - regularnie się ich pozbywam, zarabiając na tym parę groszy (no dobra, używanych skarpetek akurat nie sprzedaję). W dniu pisania tego posta mam 1149 znajomych. Niektórych z nich nie lubię. Niektórzy z nich mnie wkurzają. Z niektórymi nie gadam. Ale znam ich. To moi znajomi. Nie chcę ich wywalać z mojego życia. Taka już jestem sentymentalna.

Kiedyś mój były wywalił mnie ze znajomych. Jak mawia stare przysłowie: co z fejsbuka to z serca. Można by założyć, że nie życzył sobie już nigdy na mnie patrzeć, jednak po paru miesiącach zapragnął wypić razem kawę, zjeść ciasteczko i być znowu razem. Przepraszam, a czy ja pana znam? Nie, nie widzę tutaj kogoś takiego w moich znajomych. Chyba się nie znamy. Pomyłka.

Można kogoś wywalić z fejsbuka, ale z serduszka nie tak łatwo. Dlatego ja nie usuwam znajomych, ani w akcie złości ani w akcie niewiemczego. Bo to nie zmieni faktu, że każdy ma specjalne miejsce w moim serduszku. Taka już jestem sentymentalna. Kiedy ktoś staje się ważny, dostaje specjalne miejsce w moim sercu i to miejsce już tam dla niego zostaje na zawsze - zagrzane, cieplutkie i wygodne. Pewnie zapytacie, czy ciężko jest tak chodzić z tymi wszystkimi ludźmi w sercu? Okropnie ciężko.

Znam ludzi, którzy płynnie przechodzą z jednego etapu życia do kolejnego, nie oglądając się za siebie. Przyjmują z pokorą fakt, że przyjaźnie i związki się kończą, rodziny powstają i się rozpadają. Ot, życie. Trochę im zazdroszczę tej elastyczności. Chciałabym powiedzieć ariwederczi wszystkim przyjaźniom, które się rozjechały, ale nie potrafię. Chciałabym móc powiedzieć oh, no cóż, każdy z nas poszedł w swoją stronę. Ale to nie jest prawda. Ja nigdzie nie poszłam, stoję w miejscu, a inni poszli w swoją stronę i czuję się przez nich opuszczona. Przez wszystkich znajomych, którzy spotykali się ze mną tylko wtedy, gdy ja inicjowałam kontakt. Przez ludzi, którzy są przy Tobie kiedy jest im wygodnie, ale nie ma ich wtedy, kiedy z gorączką leżysz w łóżku i potrzebujesz pomocy. Przez przyjaciół, którzy byli najbliższymi osobami na świecie i nagle zniknęli, nie podając powodu.

Ktoś mi ostatnio napisał, że nie jest dobry w utrzymywaniu kontaktów. To tak jakby ktoś Ci powiedział, że jesteś dla niego punktem na checkliście, jakimś przykrym obowiązkiem do odbębnienia. Już chyba wolę usłyszeć, że ktoś ma mnie dosyć bo jestem za głośna, za dużo gadam albo zbytnio jestem jakaśtam. Nie potrzebuję być dla kogoś obowiązkiem. Jeśli chcesz utrzymywać kontakt, to albo to robisz, albo nie. To nie jest skil, którego się uczysz i możesz sobie wpisać na Linkedin by otrzymywać rekomendacje. Albo ktoś jest ważny dla Ciebie i obecny w Twoim życiu, albo nie. Jeśli nie masz czasu żeby wypić ze mną kawę, nie jestem dla Ciebie nikim istotnym. To jest w porządku - nie możemy być wszyscy dla siebie ważni. Ale bycie nieważnym dla kogoś czasami trochę boli.

Ja jestem dobra w utrzymywanie kontaktów. To moja najgorsza cecha. Poznaję kogoś i go zwyczajnie lubię, więc zapraszam go do swojego życia. Umiem obsłużyć telefon i użyć go, aby kontaktować się z ludźmi. Można by o mnie powiedzieć, że jestem przyjacielska. Albo towarzyska. Może na Linkedinie powinnam sobie wstawić takiego skila? Tylko czemu pomimo tego niewątpliwego talentu, nie udaje mi się utrzymać niektórych znajomości? Jak to się dzieje, że mój telefon czasem milczy? Czyżby było możliwe, że aby utrzymać kontakt, potrzebne są jednak dwie strony?

Są tacy ludzie, którzy za każdym razem kiedy Cię widzą, mówią musimy iść kiedyś na piwo! Musimy kiedyś sie umówić na kawę! Ale potem nigdy, przenigdy nie odzywają się do Ciebie. Ja kiedyś brałam to na poważnie. Pisałam potem wiadomość hej, to co z naszą kawą? Może w przyszłym tygodniu? Nigdy nie było żadnej kawy. Skoro nie chcesz z kimś iść na kawę, to po co mówisz, że chcesz? Pytałam o to różnych ludzi w ostatnich latach. Powiedzieli mi, że to taka uprzejmość, że tak się po prostu mówi. No to przestańcie tak mówić, bo to nie jest wcale uprzejme. Są ludzie, którzy bardzo by chcieli z Wami pójść na piwo. Skoro nie macie intencji, by spędzić z nimi czas, przynajmniej nie dawajcie im nadziei.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podoba Ci się tutaj? Postaw mi kawę :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Czytaj dalej